Cieszyniacy w międzywojennym Działdowie


Zakończyła się I wojna światowa. W Wersalu obradowała konferencja pokojowa. Sprawa polska warunkowana była zapisami 13 punktu z orędzia prezydenta USA Wilsona ze stycznia 1918 r. Komisja do spraw polskich debatowała nad kształtem mającej się odrodzić Rzeczypospolitej. Polska ze stolicą w Warszawie musiała uzyskać dostęp do Bałtyku. Stolica powinna mieć bezkolizyjne połączenie z Gdańskiem. O przynależności Prus Wschodnich miał zadecydować plebiscyt. Te wszystkie okoliczności zadecydowały o kształcie art. 28 traktatu pokojowego, który decydował o włączeniu, bez plebiscytu, Działdowszczyzny jako części powiatu nidzickiego do odradzającej się Polski. To postanowienie wynikało z tego, że w Działdowie znajdował się ważny węzeł kolejowy umożliwiający bezkolizyjne połączenie Warszawy, poprzez Brodnicę, Jabłonowo, Grudziądz, z przyznanym Polsce fragmentem morskiego wybrzeża.
Postanowienia traktatu pokojowego dotyczące granicy polsko-niemieckiej i plebiscytu weszły w życie 10 stycznia 1920 r. Przejęcia Działdowszczyzny z rąk niemieckich dokonały wojska Frontu Pomorskiego gen. Józefa Hallera w dniach 16-18 stycznia 1920 r.
Urządzanie się władzy polskiej za ziemi działdowskiej, zbiegło się z okresem przygotowawczym do plebiscytów na Warmii, Mazurach i Powiślu. Stacjonujący we wsiach działdowskich żołnierze gen. Józefa Hallera nie byli przygotowani do zastanej tam sytuacji społecznej. Dla nich Polak to musiał być katolik. W mazurskich chatach widzieli wiszące w kuchni makatki z wyhaftowanymi w języku niemieckim cytatami pochodzącymi z kancjonału. Ciężko im było zrozumieć mazurzącego Mazura ze sporą ilością niemieckich wtrętów. Dlatego nazywali działdowskich Mazurów "Szwabami", "Szkopami", "Lutrami". Swoiście "panoszyli się" w działdowskich wioskach. Jak pisał przodownik Policji Państwowej z Działdowa do Komendy Policji Państwowej w Toruniu w listopadzie 1920 r.: Wojsko dopuszcza się rozmaitych czynów, przez które swoją sławę silnie podkopuje. Na przykład w Uzdowie żołnierze wykradają tamtejszym gospodarzom gęsi, kury i kaczki, iż niebawem drobiu nie będzie tam wcale. Oprócz tego polują żołnierze na dziczyznę po polach, używając do tego karabinów służbowych, których pociski gwiżdżą nad głowami pracujących ludzi w polu. Ludzie się nawet już obawiają swój dom opuścić.
Wieści o trudnej sytuacji na Działdowszczyźnie dotarły do Warszawy. Warszawskie Zrzeszenie Plebiscytowe Ewangelików Polaków poczęło prowadzić działalność również na terenie powiatu działdowskiego. Wskazywano, że postawa mieszkających tam Mazurów będzie miała pierwszorzędne znaczenie dla wyników plebiscytu. Szczególne obawy budziły wieści napływające z Działdowa o próbach uprawiania przez endecki Związek Ludowo-Narodowy katolickiej akcji misjonarskiej wśród Mazurów. Działacze Komitetu Mazurskiego zwołali 11 marca 1920 r. w Warszawie konferencję omawiającą sytuację na Działdowszczyźnie. Przybyło na nią około 70 współpracowników Komitetu. Już następnego dnia, 12 marca, współpracownik Komitetu poseł na sejm z ramienia Narodowo-Chrześcijańskiego Klubu Robotniczego Władysław Hertz, na posiedzeniu sejmowym zgłosił wniosek, aby rząd podjął radykalne kroki w celu uzdrowienia sytuacji na Działdowszczyźnie. Domagał się także przyznania kredytów na odbudowę kościoła ewangelickiego. Rada Ministrów poleciła Ministerstwu Byłej Dzielnicy Pruskiej przeprowadzenie szeregu zmian w powiecie działdowskim. Polecono szybkie uruchomienie szkół polskich, udzielenie debitu pismom warszawskim oraz przeniesienie komory celnej z Mławy do Działdowa. Posunięcia te nie na wiele się zdały. Plebiscyt w Prusach Wschodnich przez stronę polską został przegrany. Podsumowując poczynania polskie na terenie Działdowszczyzny w akcji przedplebiscytowej, należy zgodzić się z opinią prof. Wojciecha Wrzesińskiego: Nie dość, że nie potrafiono wykorzystać przyłączenia Działdowszczyzny do Rzeczypospolitej dla polskiej agitacji plebiscytowej w Prusach Wschodnich, ale dopuszczono do stworzenia z tego faktu argumentu, którym szafowali nacjonaliści niemieccy przy agitacji antypolskiej.
Po odparciu najazdu bolszewickiego sytuacja na Działdowszczyźnie była nadal trudna. Podstawowym problemem był brak kadry urzędniczej. Przybywający do miasta specjaliści byli katolikami i nie rozumieli złożonej sytuacji narodowościowej w powiecie. Rdzenni Mazurzy, mówiący w ogromnej większości po polsku, nie umieli w tym języku pisać ani czytać. Nie posiadali również odpowiednich kwalifikacji do piastowania urzędów. Starosta Dominik Bogocz wnioskował o powierzanie stanowisk urzędniczych Polakom-ewangelikom. Postulaty te zostały wsparte przez Zrzeszenie Ewangelików Polaków z Warszawy i do Działdowa zaczęli przybywać Polacy-ewangelicy, początkowo z Warszawy, później ze Śląska Cieszyńskiego. Objęli oni kierownicze stanowiska w miejskiej i powiatowej administracji. Burmistrzem został Alfred Rzyman, lekarzem powiatowym dr Tadeusz Michejda, inspektorem szkolnym Paweł Klimosz, a następcą starosty Dominika Bogocza Jan Pawlica.
Przybyli Cieszyniacy organizowali również działdowskie placówki oświatowe. Dnia 2 marca 1921 r. Zrzeszenie Ewangelików-Polaków delegowało kandydata teologii Ewalda Lodwicha do Działdowa w celu rozejrzenia się w sytuacji. Prezes Zrzeszenia, prof. Jerzy Karol Kurnatowski i bp Juliusz Bursche nakłonili Lodwicha do przyjęcia nominacji na organizatora Seminarium Nauczycielskiego. W kwietniu 1921 r. Kuratorium Oświaty w Toruniu wydało nowemu dyrektorowi nominację. W tym czasie Ewald Lodwich był już po ordynacji na ewangelickiego duchownego. W sierpniu 1921 roku zorganizował kurs dla nauczycieli szkół podstawowych, mający na celu przeszkolenie dawnych nauczycieli niemieckich. Nauczycieli, którzy mogliby uczyć w Państwowym Seminarium Nauczycielskim, w tym czasie w ogóle nie było. Zatem pierwsi nauczyciele Seminarium przybyli też Ze Śląska Cieszyńskiego: Robert Kożusznik i Jan Sikora, a później Paweł Ożana. Dnia 1 października rozpoczął się rok szkolny 1921/1922. W następnym roku ksiądz Ewald Lodwich złożył rezygnację ze stanowiska dyrektora. Te obowiązki pełnił przez jakiś czas drugi współorganizator działdowskiej placówki - Robert Kożusznik. Po długich poszukiwaniach powołano nowego dyrektora. Został nim Józef Biedrawa, ewangelik z Zaolzia. Stanowisko swe piastował aż do końca istnienia Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Działdowie, czyli do roku 1933. Wówczas, na skutek ustawy szkolnej, seminaria nauczycielskie uległy likwidacji.
Przybyli na początku lat dwudziestych na Działdowszczyznę Cieszyniacy stali się inicjatorami powstania Narodowej Partii Robotniczej w mieście i powiecie. Jej organizatorem i przywódcą w powiecie był dr Tadeusz Michejda.
Zrzeszenie Ewangelików Polaków przystąpiło do realizacji szeroko zakrojonej akcji na Działdowszczyźnie, powołując w pierwszej kolejności swoją sekcje w mieście pod nazwą Towarzystwo Przyjaciół Mazur. Jego prezesem został Ewald Lodwich, któremu do pomocy przybyła z Warszawy skarbniczka Zrzeszenia Ewangelików Polaków Emilia Sukertowa. Organizacją mającą odciągnąć Mazurów od kościoła ewangelicko-unijnego było powstałe w Działdowie 31 października 1921 r. Polsko-Mazurskie Towarzystwo Ewangelickie. Jego organizatorem i pierwszym prezesem był również Ewald Lodwich.
Stosunkowo szybko otwarto w Działdowie Mazurski Dom Ludowy. Miało to miejsce 3 grudnia 1922 r. Było to możliwe dzięki zabiegom Emilii Sukertowej i funduszom uzyskanym od Ministerstwa Robót Publicznych. Odpowiedni budynek kupiło Zrzeszenie Ewangelików Polaków. Mieściło się w nim między innymi: biblioteka, internat dla młodzieży Seminarium Nauczycielskiego, a od 1927 r. Muzeum Mazurskie.
Kolejnym sukcesem Zrzeszenia Ewangelików Polaków było uruchomienie w Działdowie gazety dla ludności mazurskiej. Pierwszy numer "Gazety Mazurskiej" ukazał się 3 grudnia 1922 r. Ukazywała się do 1933 r. Od 1924 r. Emilia Sukertowa, przy czynnym poparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przygotowywała i wydawała "Kalendarz dla Mazurów".
Pierwsza rysa w dobrze rozwijającej się akcji repolonizacyjnej pojawiła się w wyniku wizyty 22 maja 1922 r. w Działdowie generalnego superintendenta Kościoła ewangelicko-unijnego dr Paula Blaua z Poznania. Utwierdziła ona lokalnych Mazurów w tym, że są oni Niemcami i w razie czego [będą przyjęci] pod skrzydła niemieckiej ojczyzny.
Kierujący działalnością Towarzystwa Przyjaciół Mazur i Polsko-Mazurskim Towarzystwem Ewangelicznym w Działdowie Ewald Lodwich doprowadził do powstania w mieście zboru ewangelicko-augsburskiego, zależnego od konsystorza w Warszawie. Zgłosili do niego akces wszyscy obecni w powiecie Cieszyniacy oraz 6 miejscowych Mazurów, (m.in. Karol i Wilhelm Małłkowie). Powstanie zboru zatwierdził warszawski konsystorz 28 grudnia 1923 r. Powołanie w mieście drugiego zboru ewangelickiego, obok istniejącego już unijnego, zostało przyjęte przez generalnego superintendenta ks. bp dr Juliusza Burschego z pewną rezerwą, gdyż zalecał on prowadzenie długofalowej polityki na drodze do uzyskania jedności kościelnej i włączenia Mazurów-luteran do kościoła ewangelicko-augsburskiego.
Pogłębioną analizę sytuacji panującej na Działdowszczyźnie w sprawie mazurskiej przeprowadził latem 1924 r. dr Adolf Szymański, doradca wojewody do spraw mazurskich, okresowo zastępujący działdowskiego starostę. Odnotował konflikt wśród miejscowych urzędników. Kierownicze stanowiska objęli Cieszyniacy, zwalczani z tego powodu przez lokalnych katolików. Równocześnie brakowało pracy dla przedstawicieli społeczności mazurskiej. Po raz pierwszy w ocenie sytuacji pojawiło się stwierdzenie, że podstawowym błędem popełnionym przez przybyłych Cieszyniaków było założenie osobnego zboru. Bardziej dla polonizacji Mazurów przyczyniłoby się wstępowanie ewangelików augsburskich do gminy unijnej. Również po raz pierwszy wyraźnie zostało stwierdzone, że głównymi winowajcami takiego stanu rzeczy byli: ks. Ewald Lodwich i nauczyciel z Seminarium Robert Kożusznik. Ta krytyka doprowadziła do przeniesienia Lodwicha z Działdowa na Wołyń, m.in. administrował tam parafią w Mościskach nad Bugiem. Działalność Towarzystwa Przyjaciół Mazur praktycznie zamarła. Jedyną organizacją próbującą kontynuować pracę repolonizacyjną było Polsko-Mazurskie Towarzystwo Ewangeliczne. W zarządzie tej organizacji było tylko dwóch Cieszyniaków. Wyraźnie obserwujemy, że aktywność Cieszyniaków na polu repolonizacji jest w odwrocie. Charakterystykę tego stanu znajdujemy w raporcie komisarza Policji Państwowej Lucjana Gałczyńskiego z Torunia z marca 1926 r.: Po ugruntowaniu swych wpływów Cieszyniacy poczęli ignorować do pewnego stopnia miejscowe społeczeństwo. Wywołało to reakcje. Zadraśnięte ambicje wywołały dynamiczne spory, które zamieniły się w cichą walkę. Wobec zaabsorbowania się wybitnych i mogących kierować życiem społecznym jednostek w walce duchowej i partyjnej - praca nad uświadomieniem narodowym została zaniedbana. Natomiast propaganda niemiecka wyzyskuje sytuację i bardzo skutecznie przeciwstawia się naturalnej asymilacji Mazurów.
Przejęcie władzy przez Józefa Piłsudskiego pogłębiło spadek zainteresowania dyplomacji polskiej prowadzeniem aktywnej polityki wobec Prus Wschodnich, a tym samym zainteresowanie Działdowszczyzną jako "mazurskim Piemontem" straciło racje bytu. Działalność zboru ewangelicko-augsburskiego, po wyjeździe Ewalda Lodwicha, praktycznie zamarła.
Po zmianach w administracji wojewódzkiej i powiatowej, spowodowanych wydarzeniami 1926 r., cały ciężar pracy repolonizacyjnej spoczął właściwie na małżeństwie Biedrawów. Obóz sanacyjny obsadzał swoimi ludźmi organa administracji państwowej, a nie mając oparcia w społeczeństwie miejscowym, sięgał po ludzi z zewnątrz. Ponownie decydentami w Działdowie zostali przybysze, tylko tym razem reprezentujący zupełnie inną opcje polityczną, związani z Kościołem katolickim i nie wykazujący zrozumienia dla problemów działdowskich Mazurów.
Do końca okresu międzywojennego aktywność w działalności repolonizacyjnej wykazywało tylko małżeństwo Biedrawów. Cieszyniak Józef Biedrawa był do stycznia 1939 r. dyrektorem gimnazjum i liceum humanistycznego w Działdowie. Jego żona Emilia wydawała do 1933 r. "Gazetę Mazurską" oraz do 1938 r. "Kalendarz dla Mazurów". Oboje opiekowali się Muzeum Mazurskim.
Działdowscy Mazurzy wykształceni w Seminarium Nauczycielskim, w latach trzydziestych próbowali samodzielnie się organizować. Próba utworzenia w 1931 r. Związku Mazurów spełzła na niczym. W próbie organizacji tego Związku, jak i następnego w 1935 r. nie uczestniczyli Biedrawowie, ponieważ nie byli Mazurami.
Czy działalność Cieszyniaków na Działdowszczyźnie zakończyła się sukcesem? Chyba tak. Położyli oni ogromne zasługi w odkryciu i wykształceniu późniejszej działdowskiej elity mazurskiej. Gdyby nie było organizacji prowadzonych przez Cieszyniaków Karol Małłek nie byłby nazywany Królem Mazurów.
Jednak w podsumowaniu ich działalności należy również odnotować posunięcia negatywnie oceniane.
Nie potrafili współpracować z katolicką częścią działdowskiej społeczności. Próba wciągnięcia Mazurów do założonego zboru ewangelicko-augsburskiego zakończyła się fiaskiem . Nie rozumieli przywiązania Mazurów do Kościoła ewangelickiego-unijnego, a przede wszystkim do swojego pastora Ernsta Barczewskiego.
Na zakończenie należy powiedzieć, że w całym okresie międzywojennym działalność repolonizacyjna działdowskich Mazurów zakończyła się fiaskiem. Cieszyniacy zdominowali życie polityczne miasta tylko w pierwszej połowie lat dwudziestych. Odpowiedzialność za przegraną rozkłada się zatem na wszystkich bohaterów życia społeczno-politycznego Działdowszczyzny w całym okresie międzywojennym.

Opracował i wygłosił 5 września 2009 r. na Konferencji popularno-naukowej w Działdowie: PAMIĘCI CIESZYNIAKOM ZASŁUŻONYM DLA DZIAŁDOWSZCZYZNY - dr Piotr Bystrzycki


Powrót do poprzedniej strony
Mazurskie Towarzystwo Ewangelickie
Wydrukuj stronę

(c) 2009-09-22 - Diecezja Mazurska KEA w RP - diec.mazurska@luteranie.pl